Mając 14-15 lat łowiłem przeważnie tylko na spławik. Z prawie każdej wyprawy na ryby przynosiłem do domu płotki, leszcze, okonki, bo tak robił mój ojciec... Chyba przyjąłem że tak powinno być.
Te, które zabierałem trzeba było oskrobać, wypatroszyć, umyć... Często musiałem robić to i ja. Kiedyś przyniesione przeze mnie ryby zepsuły się. Leżały za dłużo, a było dość ciepło i trzeba było je wyrzucić... Nie byłem z tego zadowolony. Wychowywano mnie by nie marnować jedzenia. Po tym zdarzeniu zawsze pytałem czy jak złowię mam brać i czy ktoś je oskrobie. Tak,tak przynoś - mówili rodzice. Jak nie chcieli, oddawałem innym wędkarzom znad wody. Niestety jeszcze kilka razy zdarzyło się tak, że połów wylądował w śmietniku.
Kroplą, która przelała miarę był dzień kiedy złowiłem około 30 pięknych płoci. Byłem szczególnie zadowolony, bo naprawdę były duże. Przeleżały całą noc nie oporządzone i musiałem je wyrzucić. Do dziś pamiętam, jak wkładam lepiący się, śmierdzący i śliski worek do śmietnika... To był przełom. Byłem bardzo zły, że zmarnowało się tyle "mięsa". Tak-mięsa. Nie czułem innych wrażeń. Szkoda mi było po prostu wyrzucanego jedzenia. Powiedziałem sobie wtedy, że więcej nie przyniosę im żadnych ryb! Mówiłem, że nie brało lub małe.... Wypuszczałem raczej bez emocji. Nie trafiałem na większe ryby-same małe... Ale mogłem już też spinningować i złowiłem swojego pierwszego wielkiego szczupaka. Miał z 55cm :) To wtedy była pokusa.... Brać, czy wypuścić. Taki okaz! Mogę się pochwalić wszystkim i pokazać zębacza!!! Może nawet ususzę łeb. Ale coś w środku mówiło-nie bierz, wypuść niech żyje. Wahałem się, a on leżał w ciszy pośród jesiennych liści, oświetlony jeszcze ciepłym wrześniowym
słońcem. Piękny widok. Tego uczucia radości, jak odpływa nie zapomnę nigdy. Następne razy były już łatwiejsze, ale równie przyjemne.
Świadomość, że dzięki coraz skuteczniejszym metodom i łowieniu wyrafinowanym sprzętem, uszczuplamy i tak małe zasoby ryb, nie pozwala mojemu sumieniu ich zabijać. Jak chcę zjeść rybę, kupuję sobie w sklepie. Potrafię łowić bardzo skutecznie, ale mi wystarcza fotka lub fakt, że udało mi się przechytrzyć rybę. Niektóre gatunki w cieplejszych okresach są bardziej wrażliwe na brak wody, a ona sama jest bardzo ciepła i mało natleniona i wtedy nie robię rybom nawet zdjęć. Warto o to dbać, a będziemy mogli łowić więcej i większe okazy, czego wszystkim życzę. Andrzej Lipiński
Tekst i zdjęcia - Andrzej Lipiński, czołowy zawodnik spinningowy w Polsce, producent woblerów